Akcja "elewacja"
No dobra, nie ma co dłużej zwlekać :) W końcu zrobiliśmy elewację. Może nie w stu procentach bo został nam jeszcze cokół, co do którego mamy pewne rozbieżności w kwestii wykończenia, ale to już będzie taka wisienka na torcie i robota na jedną pogodną sobotę.
Trochę to trwało, bo uparłem się, że zrobię ją własnoręcznie. Z perspektywy czasu jednak żałuję tej decyzji i drugi raz w tej formie bym się na to nie szarpnął. Z resztą położenie tynku cienkowarstwowego, które pierwotnie też planowałem zrobić sam, finalnie zleciłem fachowcom.
Zdecydowaliśmy się trzymać się oryginalnego projektu elewacji, co oznaczało drewno lub jego imitację w całej górnej części domu, powyżej linii nadproży okiennych. Prawdziwe drewno odpadło w przedbiegach i pozostało wybrać rodzaj imitacji. Rynek jest zalany różnego rodzaju produktami: siding we wzór drewna plastikowy lub z blachy, deski elastyczne z rolki lub deski nieelastyczne ze styropianu, tynk modelowy i wszelkiego rodzaju inne imitacje. Zamówiliśmy wszystkie dostępne próbki, długo wybieraliśmy i w końcu zdecydowaliśmy się na akrylowe panele elewacyjne firmy Greinplast o oznaczeniu OEA-D.
Całą powierzchnię należało zagruntować, przykleić panele za pomocą specjalnego kleju i pomalować dwukrotnie lazurem w kolorze "złoty dąb". W teorii nic prostszego, praktyka jednak pokazała, że trudności jest cała masa. Całość zacząłem latem 2017 roku z optymistycznym założeniem, że tydzień urlopu, weekendy oraz praca po pracy da mi czasu aż nadto. Nic bardziej mylnego. Na jesieni miałem większą część zagruntowaną, a deski położone w zasadzie tylko na ścianach szczytowych. Moim największym błędem logistycznym była praca z jednego kompletu rusztowania warszawskiego co spowodowało, że większość czasu spędziłem na jego rozstawianiu. Jesień 2017 zastała mnie totalnie zrezygnowanego i podłamanego.
Wiosną tego roku podszedłem do tematu o wiele lepiej przygotowany. Miałem tyle rusztowań, że mogłem ustawić je na całej ścianie i pracować bez przerw. Działałem też modułowo, czyli daną ścianę gruntowałem, oklejałem i malowałem dwukrotnie i wtedy przenosiłem się na następną.
Jakbym miał to ocenić, to około 70% pracy wykonałem właśnie w tym roku i w już połowie sierpnia miałem temat skończony. Termin ten jest nie bez znaczenia dla efektu końcowego, z którego nie jestem zadowolony. Lazur kładłem w temperaturach powyżej 30 stopni, co powodowało bardzo szybkie wysychanie i każde przejechanie pędzlem drugi raz w tym samym miejscu zostawiało ciemniejszą plamę. Najgorzej wyszło w miejscach, w których próbowałem to poprawiać. Na dużych fragmentach widać najmocniej. W połowie września mieliśmy już umówionych tynkarzy, więc nie było sensu czekać na chłodniejszą aurę. No cóż - przy następnej elewacji będę wiedział lepiej. No ale plus jest taki, że zawsze mogę przemalować :)
Tynkarze kładli tynk nanosilikonowy firmy Alpol o ziarnie 1,5 mm. Nie pamiętam kodu koloru, ale jest on w zasadzie biały, lekko tylko złamany w kierunku beżu. Fachowcy uporali się w 4 dni :), no ale nawet nie musieli rozstawiać rusztowania. Z ich pracy jesteśmy zadowoleni, poprawiałem tylko w jednym miejscu ;) A oto efekt końcowy.
Komentarze