Teraz to już na poważnie
Minęło parę tygodni i w końcu wszystko zaczęło zmierzać we właściwym kierunku. Rodzinni Geodeci -Wuj z Kuzynem - bardzo sprawnie i profesjonalnie wyznaczyli osie naszego Merlinka. Po wybraniu humusu wydawało się, że działka idealnie "trzyma poziom" jednak, po osadzeniu desek wyznaczających rzeczywisty poziom okazało się, że na szerokości 25 metrów działka opada o jakieś 30-40 cm. Oznacza to, że po zakończeniu budowy będziemy musieli nawieźć więcej ziemi, niż pierwotnie zakładaliśmy.
Po kilku konsultacjach z wykonawcą (dla potrzeb tego bloga będę go nazywał "Panem Zbyszkiem"), zamówieniu potrzebnych materiałów i nerwówce, czy koparka dojedzie czy nie dojedzie, w końcu w poniedziałek wystartowaliśmy. Koparka dojechała punktualnie i zaczęło się kopanie fundamentów. W tym momencie nie było jeszcze wiadomo jak zachowa się grunt. W wierzchniej części jest piasek, który się gdzieniegdzie osypywał ale mniej więcej od połowy ławy była już glina, więc nie trzeba było robić szalunków. Pan Zbyszek pochwalił sprawność i profesjonalizm naszego koparkowego. Wykopy pod ławy wyszły równiutko jak od linijki. Panowie bardzo sprawnie skręcili zbrojenia i umieścili je na kawałkach kostki brukowej, która z powodzeniem zastępuje specjalne (i droższe) kształtki. W tym miejscu pojawił się pierwszy zonk, pomimo że stal zamawiałem uwzględniwszy odpad i jeszcze trochę na górkę, to jednak trochę zabrakło. Akurat na pionowe pręty idące w słupach, których w naszej konstrukcji będzie aż cztery. No ale nie ma problemu - podjechaliśmy do punktu z którego braliśmy stal i od ręki docięli na odpowiednią długość łącznie 33 pręty i załadowali do osobówki. Łącznie poszło 620kg prętów 12 i 180kg szóstki. Wiązałkowego wzięliśmy 15 kg i pewnie z połowa została. Na tym etapie zamówiliśmy bloczki, cement, piasek, plastyfikator i folię pod fundament 50cm x 100 mb i zaczęliśmy modlić się żeby zapowiadane ulewy nas ominęły.